folwarku na siodle, wiecznie w swarach, twardych kłopotach, zawsze w skwar albo niepogodę na powietrzu, wśród udręki i baczności o cudze zyski... Któż to wie, czy za tyle pieniędzy nie możnaby było wziąć dzierżawy w innej stronie, — niewielkiego folwarku, gdzie na własnem spokojne zakwitłoby gospodarstwo; — miałoby się inwentarz, sprzężaj, parę lepszych koni do wyjazdu, bryczkę resorową do kościoła, ubranie godowe. Chłopi mówiliby, jak się patrzy, — „wielmożny panie“... Myśl błąkała się po tem jakowemś nieznanem miejscu. Lecz że musiała wrócić z kraju bezcelowych śnień do grubej rzeczywistości, więc się powlokła na daleki grób. Och, — pójść tam na klęczkach, wyszukać mogiłę, przypaść do niej piersią, objąć rękoma! Powiedzieć tej garstce piasku, co się stało, wyznać jej swój grzech podły, okropny, haniebny! Wytłomaczyć upadek swój i odsłonić winę! Trzeba wznieść za te złote pieniądze żelazny krzyż na grobie... Położyć napis...
Zadumała się nad tem, jak też trafić do tego miejsca. Przypomniała sobie o liście ostatnim, pisanym ołowianą kulą. Wysunął się szczegół, że jest tam nazwisko wieśniaka, u którego ojciec leżał przede śmiercią. Dostawszy z kieszeni ów list, trzymała go w ręku. Ciemność nocy nie pozwalała czytać ostatnich ojca wyrazów. Ręce opadły.
Lecz oto boża dłoń poczęła z ziemi usuwać grubą nocną zasłonę. Wyłoniły się z oćmy zarysy olch nad wodą, pochyłych w różne strony koron na wyniosłych pniach, — kształtów dziwnych, niespodzia-
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.