i stuk kół karety o okrąglaki mostu. Zadumała się nad tym dźwiękiem.
I oto nagle dusza w niej rozdarła się, jak postaw sukna, któryby ręce biesa we dwie strony targnęły. Rozpacz nieopisana, uczucie ślepe i głuche, dzikie, jak żądza w tygrysie, kiedy się rzuca na ofiarę, wypadło z niewiadomej kryjówki ducha. Bezmyślne z szaleństwa ciało pobiegło dokądś brzegiem rzeki, zawrotami jej krętemi, to w prawą, to w lewą stronę. W pewnej chwili, w jakiemś miejscu Salomea zatrzymała się. Patrzyła na burzliwą, zmąconą, rudemi baniami wirującą wodę. Rozmyślała — rozmyślała...
Coś w niej wzniosło się, wyważyło z jestestwa i dźwignęło żelazne. Roześmiała się głośno. Wydostała z kieszeni sakiewkę księżnej, nabitą złotemi pieniędzemi, — odsypała ich część na dłoń i z wysoka, z zamachem cisnęła w pędzącą wodę. Woda plusnęła — na znak.
Salomea wysypała z sakiewki drugą i ostatnią część — i wsiała złoto w pędzącą wodę.
Woda plusnęła — na znak. Ona jedna zrozumiała męczarnię serca. Ona jedna przywtórzyła mu dźwiękiem zrozumiałym. Załatwiwszy się z temi pieniędzmi, Salomea odeszła z tego miejsca. Brodziła po wysokich trawach, mokrych od rosy. Przypatrywała się kwiatom wybujałym, które zdawały się jakoś litować, a nic poradzić nie mogły. Chciała wyjść na miejsce suche; gdyż trzewiki miała przemoczone. Znalazła się na piasczystej drodze, która prowadziła ze dworu do najbliższego mostu. Już wstawał dzień i pozwalał widzieć w mokrym piasku wyciśnięte
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.