głębokie ślady kół karety i kopyt koni. Zobaczywszy zaś te świeże ślady, białe na piasku ciemnym od rosy, Salomea zatknęła się od ponownego zdumienia. Coś w niej rwało się i rozdzierało...
Szła zwolna ku domowi. Lecz na jakowymś drobnym kamyku potknęły się jej stopy. I tak tam padła twarzą w ów mokry piach.
Stary Szczepan wstał, jako co dnia, o świcie i szedł po wodę z wiadrami do stoku, co tam pod gruszą bił od wieków. Mruczał do siebie stary kucharz i poskrzypywał wiadrami, jako co dnia. Skręcił z drogi na ścieżkę, prowadzącą do źródełka, gdzie było bliżej. Aliści — zda mu się rzucić okiem na drogę — leży cosik czarnego. Tknęło go wnet złe czucie, że toto będzie jakaś bieda od polskiej strony. Już się był nawet cofnął, żeby ta przecie ktoinsy spotkał... Ale z samej ciekawości podszedł ostrożnie. Gdy się zaś dobrze zbliżył, cisnął wiadra na ziemię — i do niej co duchu w gnatach. Podjął ostrożnie z ziemi grubemi rękami bezsilne ciało, — zachylił zwisłą głowinę sobie na ramię i niósł do domu zwolna, pojękując:
— Cóż ci też to, chudziąteczko, — cóż ci to? Oj, wiedział stary, oj, wiedział... Dogodziły ci, widać, — trafiły cię, oj, celnie, — da postrzeliły celnie!...
Paryż 1912.
Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.