Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem materia zesunęła się z haka i spadła na podłogę. I wtedy zaszła w niej dziwna przemiana: w mgnieniu oka biała kula sczerniała na węgiel i u stóp naszych pozostała duża, metalicznie połyskująca kupa czarnej jak smoła sadzy.
— Oto co z niego pozostało — szepnął w zamyśleniu Kalina.
A po chwili dodał jakby do siebie:
— Z sadzyś powstał i w sadzę się obrócisz.
I złożywszy na nosze nieszczęśliwych towarzyszy, odnieśliśmy ich ciała do miasta.
Wkrótce potem obaj z majstrem dostaliśmy szczególnej wysypki. Na całym ciele pojawiły się nam duże, białe krosty, niby perłowe krupy, i trwały przez parę dni. Potem znikły równie prędko i niespodzianie i zczezły bez śladu.