Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

Drugą część tego zbioru stanowiły „Fragmenty i projekty“ — bezlik groteskowych figur, niedokształconych form, ledwie świtających pomysłów. Były tu zarysy jakichś głów, ułamki korpusów, kikuty rąk i nóg, wycinki jakichś kosmatych, rozczapierzonych łap; miejscami pojawiały się też figury geometryczne, półskręcone, poszarpane płachty, lub mackowate, polipie rozrośla.
Album Czarnockiego sprawiał wrażenie dzieła czyjejś kapryśnej fantazji, która lubując się w żywiole groteskowo-djabolicznym, zapełniła go rzeszą stworów złośliwych, chimerycznych i nieobliczalnych. Zbiór naczelnika straży pożarnej wyglądał na żart, na czerwony żart genjalnego artysty, któremu przyśnił się jakiś sen dziwaczny. Lecz chwilami kaprys ten mrozem krew ścinał...
Drugi wniosek, do jakiego doszedł oryginalny badacz, przedstawił się po latach obserwacji w formie spostrzeżenia, że pożary wybuchały najczęściej w czwartki. Statystyka pożarna wykazywała, że w przeważnej ilości wypadków okropny żywioł budził się z uśpienia w ten właśnie dzień tygodnia.
Czarnockiemu nie wydało się to czemś przypadkowem. Przeciwnie, znalazł dla tego zjawiska poniekąd wytłómaczenie. Wypływało ono, zdaniem jego, już z samej istoty charakteru tego dnia, którego symbolem jego nazwa. Wszak czwartek, wiadomo, od wieków dniem piorunowładnego Jowisza; stąd imię jego w językach narodów. Nie bez kozery nazwała go rasa germańska dniem pioruna: Donnerstag i Thursday. A pełne lapidarnej melodyjności latyńskiej: giovedi, jueves i jeudi — czyż nie wskazują na to samo ujecie jego istoty?
Dotarłszy do tych dwóch ważnych dla siebie wyników, poszedł dalej drogą wniosków. Wykształcony filozoficznie, z wyraźną skłonnością do uogólnień metafizycznych, roz-