Rojecki sięgnął po leżącą na tacy sporą paczkę listów; otworzył jeden, przebiegł oczyma parę linji i odrzucił znudzony.
— Stara bajeczka — ziewnął, przechodząc do następnego.
— Nieciekawy — mruknął po chwili, odkładając i ten z widocznem zniechęceniem.
Trochę ożywił się przy czytaniu trzeciego.
— Przyjacielu! — pisał jakiś anonim. — Precz z przesądami! Pozostawmy je starym babom i schyłkowym zdechlakom. Od zamiaru raz powziętego nie odstępuj.
Dość tych wahań!...
Życzliwy. —
— Hm, hm — mruknął w zamyśleniu, wpatrując się w czerwony podpis „życzliwego“. — Hm, hm... Znać się ludzie bardzo tą sprawą interesują.
Opuścił krzesło i wydobył z szufladki biurka dużą, w żółty papier owiniętą, paczkę listów dawniejszej daty. Wybrał kilka i rozłożył je przed sobą na pulpicie.
Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.
Pożarowisko