Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdala nadpłynęła pobudka strażaków: grała trąbka pożarnicza. Po chwili przemknęło w pędzie parę sikawek, i wóz z personelem ratunkowym. Za kwadrans zajechali na miejsce... Zapóźno! Willa była jednem morzem płomieni. Ogniste jęzory wyzierały z okien, wypadały wśród kłębów dymu z drzwi, strzelały krwawemi żądłami ponad kominy. A wkoło z siekierą w ręce biegał w bieliźnie jak opętany Andizej Rojecki, ścinał jodły i świerki i z jakąś demoniczną radością, z pianą na ustach rzucał je ogniowi na żer...
Kilku śmielszych strażaków wtargnęło w głąb domu, by po paru minutach wynieść stamtąd trzy spalone na węgiel ciała: dwóch kobiet i dziecka. Rojeckiego broniącego się wściekle, spętano wreszcie postronkami i odstawiono do zakładu dla umysłowo chorych.