Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

I tak szły w niebo coraz to piękniejsze ognie rozegrane migotem blasków, roześmiane tęczami kolorów, bujne, szczodre a krasne Rozchylały się w lubieżnej pysze przecudne krzewy, rozkładały ogniste kosze, sypiąc bezlikiem gwiazd, płatków i kwiatów, strzelały płomienne race, czerwone gejzery, pomarańczowe wodotryski.
A tam na rusztowaniu z tarcic wysoko nad tłumem królewskich gości czerniała w świetle chińskich latarek postać ogniomistrza. Jak czarodziej skinieniem laski wywabia kształty i widma, tak mistrz Jan gestem ręki szybkim, nieuchwytnym rozpętywał przyczajone do skoku rakiety, wyzwalał drzemiące baterje, podpalał stupiny i lonty, uwijając się jak zły duch wśród stosów ładunków, piramid, bomb, cygar ognistych, bengalskich ogni, granatów. A z pod palców jego wązkich, nerwowych, niemal kobiecych, tryskały w niebo siklawą ogni poematy życia i jego przedziwne urody...
A gdy już północ spłynęła w mosiężnych kręgach z zamkowych zegarów i król powstał z tronu, by dać hasło do zakończenia igrzyska, zleciała ze stopni rusztowania duża, błyszcząca barwami opalu kula, prześmignęła ponad czubami drzew i skosem w podrzutach drasnęła powierzchnię parkowego stawu. Wtedy Roksana, pierworodna córa królewska zstąpiwszy w dół w nadbrzeżne aleje, pochyliła się nad wodą, w zachwycie dziecięcym wyciągając ręce do tańczącej kuli. I oto nagle pękło w tysiące skorup świetlane zjawisko, z wnętrza wypadła ponsowa różyca i przeleciawszy ponad balustradą, legła u stóp królewskiej dziewicy.
Uśmiech skrasił wargi Roksany i cicho wydała zlecenie jednej z dworek. A gdy za chwil parę stanął przed nią drżący z uwielbienia ogniomistrz i wzrokiem miłość pełnym pytał o wolę i rozkazy, ściągnęła z palca sygnet