potężna umysłowość umiała znać czarować i pociągać za sobą nawet w stadjum chorobliwem...
Ludzimirski, jak zwykle, nie przeciwdziałał. Owszem stwierdziwszy wprzód, że ów duchowy prozelityzm na rzecz zmarłego przyjaciela i jego „wiedzy ognistej“ odbywał się u rozmaitych wychowanków całkiem samorzutnie i bez wzajemnego na się oddziaływania, starał się skupić ich w rodzaj stowarzyszenia czy gminy przez ułatwienie im wymiany myśli i częste schadzki na terenie „sali centralnej“.
Po śmierci filozofa wpływ jego wzrósł do niebywałych rozmiarów i rozpanoszył się wszechwładnie po całym zakładzie; wiedza ognista wchłonęła w siebie niemal wszystkie te biedne, zabłąkane w labiryncie myśli dusze, przyćmiewając sobą nikłe roślinki jaźni drugo- i trzeciorzędnych. Prócz kilku niepoprawnych manjaków chorych na dementia praecox, dementia paralitica progressiva lub też paranoia senilis, reszta pacjentów hołdowała bezwzględnie filozofji ognia.
W rok po śmierci Janczewskiego zawiązało się w lecznicy bractwo „Gebrów“ czyli „Czcicieli ognia“ pod protektoratem kierownika zakładu. Co miesiąca urządzano wspólne pogadanki i odczyty, omawiano program przyszłych zadań towarzystwa, krytykowano, rozprawiano, debatowano zajadle.
Postać Janczewskiego urosła do rozmiarów proroczych, unosiła się niejako duchowo nad temi zebraniami; stał się zakładowym świętym, nazwano go swoim Zaratustrą; dzieło jego odczytywane na posiedzeniach nabrało z czasem znaczenia kanonu wiary, przetworzyło się w rodzaj biblji i księgi objawień.
Wkrótce rozwinął się kult religijny ognia. Powstały z łona bractwa wydział, niby rodzaj kasty, miał sprawować
Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.