w dzisiejszy wieczór zabłysnął w pełnej krasie egzotyczny kwiat ognia i wydał owoc dojrzały, niezwykły, jak ów krzew cudowny z baśni dalekiego Wschodu, co raz na wiek stroi się w pęcze i płód rzuca przewonny, jedyny...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Rozległ się dźwięk elektrycznego dzwonu na znak rozpoczęcia uroczystości.
Po obu stronach długich, kobiercami wysłanych korytarzy, pootwierały się drzwi i z cel zaczęły wychylać się postacie braci, spieszących niecierpliwie na obrzęd. Wszyscy zdążali do sali centralnej na piętrze, przemienionej już od roku na świątynie ognia. Jedni przybrani byli w pomarańczowe chylaty wschodnich ofiarników, inni wdziali stroje fantastyczne, pełne obrzędowej symboliki i barwy; parę kobiet wystąpiło w białych powłóczystych płaszczach rzymskich Westalek.
Kotara oddzielająca świątynie od przyległej poczekalni rozsunęła się na dwie strony i przepuściwszy w głąb sanctuarium tłum braci, zamknęła się za nimi z powrotem...
Przedziwny obraz roztoczył się przed oczyma wiernych. W środku sali, obitej od posadzki do stropu kitajką cynobrowo-żółtawej barwy, wznosił się stopniami w kształcie piramidy o ściętym wierzchołku olbrzymi, po dach domu sięgający ołtarz z cedrowego drzewa. Nad balustradą platformy szczytowej sklepiła się tafla stropu, która w chwil rozpoczęcia obrzędu odwinęła się w górę, odsłaniając nad głowami Gebrów granatowy, gwiazdami usiany firmament nocy lipcowej...
Nagle ze złotej trapezy u szczytu buchnął w niebo ogień ofiarny zażegnięty ręką Athrarvana; naczelny mobed ze złożonemi na piersiach rękoma wpatrzony w płomienie paleniska pogrążył się w zbożnem skupieniu. Ubrany