Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Quivi la ripa fiamma in fuor balestra
E la cornice spira flato in suso,
Che lą riflette e via da lei sequestra;
Onde ir convenia dal lato schiuso
Ad uno ad uno; ed lo temea il fuoco
Quinci, e quindi temea cadere in giuso.

Ksiądz przymknął na chwilę oczy, pieszcząc słuch lapidarną skanzją świętego poematu.
Proń, lekko uśmiechnięty, nie przerywał milczenia, jakie potem zapadło. Nagle, strzepnąwszy popiół z papierosa, pochylił się ku rozmarzonemu dantejską tercyną starcowi i zauważył:
— A właśnie zacytowany przez księdza dobrodzieja poeta zdaje się być sam w niepewności co do istoty kar pośmiertnych.
— Jakto? — żachnął się niecierpliwie gospodarz.
— Rzecz oczywista. Kary, z jakiemi spotykamy się w „Boskiej Komedji“, stoją często na przeciwnym biegunie do tej, o jakiej mówimy. Tak np. zdrajcom każe Dante przebywać nie w ogniu, lecz pod lodem, żarłokom w wieczystym dżdżów kole, pysznym pod głazami i t. d.
— Et, to tylko fantazja poetycka — bronił się podrażniony proboszcz. — Ja przecież nie uważam „Boskiej Komedji“ za kanon wiary, ani ewangelję.
— A jednak — odparł nielitościwy gość — a jednak ksiądz proboszcz chciał przed chwilą użyć jej, jako argumentu w kwestji spornej, która nas zajmuje.
— Et — przerwał mu impetycznie pleban — przecież oglądał pan moje zbiory. Czy ślady, wypalone przez widma zmarłych w obecności wiarygodnych świadków, nie są dla pana dostatecznym dowodem prawdziwości ognia? Chyba, że uważa pan całe moje muzeum za automistyfikację i wątpi o autentyczności okazów.