pana o to proszę. Coś mnie odtrąca od eksperymentowania z tym szkicem. Jakiś nieokreślony lęk odpycha od tego wizerunku i nie pozwala wejść w bliższą z nim styczność.
Proń, widząc nieprzezwyciężony upór panny, pozornie ustąpił i przez parę dni nic o „biskupie“ nie wspomniał.
Tymczasem zauważył coś, co naprowadziło go na daleko idące domysły w tej sprawie i ukazało jakby potajemny trop, na którym spodziewał się znaleźć prawdę.
Stało się w parę dni potem, podczas oglądania „pamiątek rzymskich“ proboszcza. Ks. Łączewski bowiem był pamiętnym wielbicielem Rzymu i jego zabytków. Znał święte miasto znakomicie i czuł się w niem jak u siebie w domu. Nie było zakątka, któregoby nie zwiedził, zabytku, któregoby na własne oczy nie oglądał.
— Rzecz dziwna — powiedział raz w chwili zwierzeń do gościa — gdy po raz pierwszy w 20-ym roku życia zwiedzałem Rzym, miałem wrażenie, że byłem tu już kiedyś dawniej; miasto wydało mi się dziwnie znajome, orjentowałem się odrazu w ulicach bez pomocy planu, witając ze szczególnem wzruszeniem pałace i domy, niby dobrych, starych znajomych. Zwłaszcza niezwykle jakoś blizkie i zażyłe wydały mi się zatybrzańskie, do Watykanu przytulone dzielnice: Borgo, Zamku Anioła i Prati, w których monumentalne, hadrjanowskie mury, wązkie i ciemne uliczki, szare portyki i tajemnicze ponad dachami przejścia-corridori dziwnie kłóciły się z szumnym rozgwarem prostolinijnie wytkniętych nowych ulic, słonecznych placów i granitem obrzuconych wybrzeży Tybru. W niezrozumiały dla mnie samego sposób odgadywałem zmiany, jakie zaszły w rozmieszczeniu budynków i planie tej części miast w ciągu wieków; mój cicerone zdumiony był niektóremi szczegółami, które nie były znane nawet jemu, urodzonemu Rzymianinowi; a jednak moje późniejsze
Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.