Z wnętrza doszły go w tej chwili jakieś głosy: nizki męzki baryton i spazmatyczne łkania kobiety. Pocisnął klamkę i wszedł do środka...
Na sofie w objęciach Paderny leżała jego żona. Na skrzyp drzwi lekarz zerwał się, zasłaniając odruchowo głowę. Napróżno! Huknął strzał celny, jedyny i trafił go w skroń. Upadł bez jęku...
Stacha, w złotolitym płaszczu włosów, podniosła się z sofy i pochyliła się nad ciałem lekarza. Nagle podniosła twarz ku mężowi: w rysach zmąconych szałem zdawał się przez chwilę ważyć jakiś problemat, przedzierać rozpaczliwie ku jaśniom jakaś zagadka... Wtem błysk przytomności zaświtał w jej oczach — powiodła ręką po czole, rozchyliła usta, chciała coś przemówić... Zapóźno! Huk strzału uprzedził słowo. Z głuchym jękiem stoczyła się na zwłoki Paderny. Wtedy Kobierzycki skierował wylot rewolweru we własne serce.
Strona:PL Stefan Grabiński-Księga ognia.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.