może miał specjalne do tego powody, może z zasady nie lubiał udzielać dalej idących informacji.
Dopiero znacznie później zrozumiałem jego ostrożną taktykę; istotnie z punktu widzenia interesów gospodarza była jedyną: nie należało gości odstraszać. Lecz sprawa wyjaśniła mi się dopiero po szeregu własnych przeżyć, które rzuciły światło na osobę byłego lokatora i jego właściwe, zatajone przedemną umyślnie losy.
W każdym razie podobieństwo nastrojowe obu mieszkań tak dziwnie schodzące się z tożsamością przedostatniego lokatora dawało dużo do myślenia.
Z biegiem czasu nabrałem przekonania, iż dusza, że się tak wyrażę, obu pokoi nasiąkła jaźnią Łańcuty.
Że coś podobnego jest możliwem, wcale nie wątpię. Owszem sądzę, że wyrażenie takie, jak „zostawić gdzieś cząstkę swej duszy“, nietylko przenośnie brać należy. Nasze codzienne współżycie z danem miejscem, dłuższe przebywanie w pewnem środowisku, choćby ono należało tylko do świata organicznego bez współbytności ludzi, co więcej ograniczało się do sfery t. zw. przedmiotów martwych — musi po jakimś czasie wywołać wzajemny wpływ i obopólne oddziaływanie. Powoli wytwarza się rodzaj nieuchwytnej symbiozy, której ślady niejednokrotnie utrwalają się na dłuższą metę i po zerwaniu bezpośredniej styczności. Jakaś energja psychiczna pozostaje po nas i czepia się miejsc i rzeczy, do których przywykła. Owe re-
Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.