Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

Spodziewałem się, że po wydzieleniu ich poza nawias mieszkania tem samem wyschnie parę zasadniczych źródeł przynęty, zerwie się kilka ważnych węzłów sympatji, utrzymujących niebezpieczny dla mnie związek.
Rzecz przeprowadziłem systematycznie, niemal doświadczalnie, metodą drobnych, ledwo dostrzegalnych różnic.
Kazałem tedy najpierw wynieść z pokoju duży, pluszowy fotel stojący przy oknie i zastąpić go zwykłem krzesłem. Już ta drobna modyfikacja mebli odbiła się wyraźną zmianą w przebiegu snu, który uległ jakgdyby pewnemu uproszczeniu; zabrakło mianowicie jednego z jego momentów: obrazu Łańcuty w pozycji siedzącej pod oknem; przez całą noc melancholik ani razu nie zajął świeżo sprowadzonego krzesła.
Nazajutrz usunąłem biurko, a na jego miejsce ustawiłem mały, zgrabny stolik na karty, nie omieszkując przytem zmienić też przyborów do pisania na inne. Najbliższej nocy usiadł wprawdzie Łańcuta przy gierydonie na dawnem, nie ruszanem jeszcze krześle, lecz nie opierał się już na jego pulpicie, przez cały czas nie ruszył piórem i wogóle zdawał się wystrzegać wszelkiego z nowym meblem kontaktu.
Gdy z kolei i to krzesło wymieniłem na elegancki, ostatnimi dniami nabyty taburet, nie zbliżył się już nawet do stolika. Ta partja pokoju stała się dlań niejako terenem obcym a stąd wrogim, którego widocznie unikał.