Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

pani nieznacznie pod osłoną szala wyciąga ramię krągłe, cudnie wyrzeźbione i szuka ręki ukochanego. Dłonie ich spotykają się na mgnienie oka, na krótką, boską chwilę i spłoszone cofają się z powrotem.
Mąż drgnął niespokojnie, gwałtem stłumił podryw podniesionej już ręki. Tylko twarz zszarzała jak popiół, sfałdowała się w nerwowe, ostre linje i wysiłkiem woli ułożyła w maskę obojętności. Zauważył...
Blondyn zaczął rozdawać karty. Padły króle, walety, zakręcił się młyńcem na suknie as karowy...
Kobieta wstaje i coś mówi. Przeprasza gości, każe podać poranną przekąskę. Przechodząc obok blondyna, musnęła z lekka, niby przypadkiem jego policzek szerokim rękawem kimona. Postać jej pełna, dorodna, a gibka znika za portjerą w przyległym pokoju. Mężczyźni przeprowadzają odchodzącą ukłonem i wracają do wista.
Znać sytuacja powstała w grze jest arcyciekawą, bo chwilowo twarze ożywiają się i znać naprężenie uwagi. Wygrał pan domu...
Wchodzi służąca i podaje na tacy herbatę i ciasta. Goście spożywają śniadanie. Z zamieszania i ruchu odsuwanych krzeseł korzysta sługa, by zręcznie wcisnąć blondynowi w rękę drobny, papierowy zwitek. Chwycił chciwie, rzucając wkoło szybkie, badawcze spojrzenie. Odetchnął: nikt nie widział...
Nieobecność pani domu zwraca uwagę męża. Pyta o coś sługę i wychodzi. Chwila nader stosowna.