— Passe!
— Trójka.
— Spód.
— Passe.
— 10 taroków, pagat ultimo, tous les trois!
— Contra!
— Re! — odparował spokojnie pan domu i rozpoczął grę królem czerwiennym.
Papierowy władca zebrał okrężną daninę i nie przebity po drodze, wrócił lewą do właściciela. Rozmuski zadał z kolei taroki, zręcznie a z powodzeniem prowadząc inicjatywę gry. Nie pomogły wybiegi chytrych partnerów, zastawiających sidła na muzykalnego pagata — przebiegły cytrzysta wymknął się z obieży i zgodnie z zapowiedzią u początku, triumfalnie zakończył turę. Rozmuski wygrał.
Powoli, znużonym ruchem zapalił papierosa i zgarnąwszy parę złotówek, zaczął mieszać karty. Fortuna stała dziś wytrwale za jego krzesłem. Hazardował, podwajał i potrajał stawki — zawsze szczęśliwie: stos złotych i papierowych rulonów po jego lewej ręce rósł bezustannie. Kiedyindziej możeby go powodzenie
Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.
ZNAK