Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, na prawą.
— Czy powód znany pani?
— Owszem. Uległ podobno w młodości wypadkowi, po którym pozostały wyraźne ślady; na prawem biodrze ma szeroką bliznę.
— Hm... tak. Czy była pani kiedy w pracowni profesora, z której wychodzi i gdzie znika jego „sobowtór“?
— Nie. Tam nie wolno mi wchodzić.
— To dziwne. Więc przecież mąż ma swe tajemnice. Czyż nie starał się umotywować przed nią zakazu?
— Mówił, że czyni to z obawy o mnie. W gabinecie przechowywać ma rozmaite przyrządy naukowe i preparaty, z którymi należy się obchodzić nadzwyczaj ostrożnie.
— Hm... być może. A teraz na koniec pozwolę sobie zadać jeszcze jedno pytanie. Jest trochę kłopotliwe, lecz może ułatwi mi zadanie. Czy stosunki małżeńskie państwa są serdeczne?
— Kocham go i uwielbiam. Jest dla mnie dobry, na niczem mi nie zbywa.
— Przepraszam — o tem nigdy nie wątpiłem. Lecz chodzi tu o stosunki płciowe.
Pani Wanda lekko zarumieniwszy się, odpowiedziała z zakłopotaniem w głosie:
— Pod tym względem należymy do wyjątków. Możnaby uważać nas za anormalnych: obcujemy rzadko,