Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

zasadzony na moim pniu, gdyby nie to, że przeczuwam ich rozbłysk w najbliższej przyszłości...
— I o co?
— Zabiłbym cię — odpowiedział zimno. — Tem oto narzędziem.
I wydobył z pluszowego puzdra cudnej roboty puginał z rękojeścią z kości słoniowej.
Uśmiechnąłem się tryumfująco:
— Tymczasem role wypadną odwrotnie.
Starzec pochylił z rezygnacją głowę:
— Bo przezwyciężyłeś mnie w sobie... Teraz odejdź. Chcę spisać jeszcze mą ostatnią wolę. Przyjdziesz dziś wieczorem. Weź to na pamiątkę odemnie.
I wręczył mi puginał.
Machinalnie wziąłem połyskującą chłodno stal i bez słowa pożegnania odszedłem. Na schodach doszedł mię z wnętrza pracowni ostry, chichoczący dźwięk. Starzec śmiał się...

* * *

Dzienniki wieczorne miasta W. podały w dziale kroniki następującą wiadomość:
„Morderstwo, czy samobójstwo?
Dziś rano zaszedł w naszem mieście tajemniczy wypadek przy ul. Wodnej 1. 10. Rozalia Witowska, wdowa po urzędniku prywatnym, wszedłszy koło godziny 10 nad ranem do pracowni zegarmistrza, Satur-