Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

† 1890. Przechodniu, wspomnij jej duszę w Twych modłach!“
Marta Laskarys — oryginalne nazwisko! Brzmi jakby z grecka. Rodzina dostojna — podobno wywodzą się od władców bizantyńskich. Stara krew... Tak więc nazywał się Jej mąż. Czy żyje? — Tutaj nie spotkałem go nigdy — grobu prócz mnie nikt nie odwiedza; i te astry późne, które tak cicho wstrząsają płatkami, i chryzantemy jesienne, jeśli dotąd nie zwiędły, mnie winne są wdzięczność...
W tydzień po pierwszem popołudniu, jakie tu spędziłem, pociągnięty nieokreśloną siłą w cmentarne zacisze, miałem w nocy sen.
Zdawało mi się, że błądzę po jakimś parku, wśród alei bez końca, wędruję pomiędzy klombami egzotycznych kwiatów. Po czasie zaszedłem w partję odległą, ściślej określoną zwartemi ścianami krzewów. Wskutek właściwych snowi podstawień i skrzyżowań, poczęło miejsce to z wolna zlewać się z ulubionem otoczeniem grobu Marty i powstał połowiczny zlep, będący jednem i drugiem. Wtedy ujrzałem Ją. Siedziała na ławce, patrząc na mnie z uśmiechem.
Odrazu nabrałem przekonania, że kobietą jest zmarła.
Pewność ta dodała mi odwagi i jakbym znał ją od dawna przystąpiłem do ławki. Lecz zatrzymała mię gestem ręki, rzucając wkoło wylękłe spojrzenie. I uczułem, że się kogoś boi. Gdy błądząc wzrokiem, szukałem źródła jej obaw, nagle dostrzegłem gdzieś