Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

majątek, powrócił do Grecji. Odtąd słuch po nim zaginął.
Tragizm tych paru szczegółów z przeszłości w dziwnym pozostawał rozdźwięku z suchą, sprawozdawczą formą, w jakiej je podał obojętny starzec. Przejęty nieokreślonem uczuciem podziękowałem mu za informacje i niezrażony dość znaczną ceną, kupiłem zegar.
Teraz mam go już u siebie; stoi na mym średniowiecznym kominku i tyka miarowo wśród ciszy. A każde wychylenie, każdy wzwód złotego wahadła wyważa przede mną żelazne podwoje, za któremi zawarła się przeszłość. Każdy ruch tej wązkiej, lśniącej laseczki rozchwiewa, prując w tysiące zrysów, spokojną powierzchnię, do której ułożyły się zdarzenia z przed laty. Tik-tak, tik-tak...
Słucham zamyślony godzinami i wzrok wpijam w miniaturę Jej głowy, Jej pysznej głowy z tym specjalnym, tragicznym grymasem na twarzy. Marta ze Zbąskich Laskarys... To znów jak przyciągnięty magnetyzmem oczu Jej męża, zwracam ku niemu wylękłe źrenice i oderwać się nie mogę od tych bladych, zawziętych rysów. On mnie nienawidzi, ten człowiek! Czuję to każdym nerwem, każdem włóknem. Nienawidzi z oddali! On wie o tem, że kocham jego żonę, i że miewam z nią senne me schadzki.
I — rzecz mi niepojęta — ja go się boję.
Od czasu, gdy zegar mam w domu, ogarnia mię czasami dziwna trwoga przed czemś nieznanem, mam