brze. Z mojego powitania zdaje się utkwiło mu w uchu tylko imię wielkiego bóstwa, bo odpowiedział drżącym, smutnym głosem:
— Manitu opuścił dzieci swoje. Puste są wigwamy plemienia Kwapnas, rdzą pokryły się tomahawki jego synów. Zapomniał o dzieciach swoich Kruk Yeszel i nie przynosi więcej w dziobie świętej wody. Nie słychać w puszczy męskich stąpań wojowników — nie straszą wrogów ich gromkie okrzyki. Manitu wytracił pokolenie Kwapnu.
Zwiesił siwą głowę i patrzył tępo w ogień.
— Dlaczego siedzisz w dymnej chacie, stary wojowniku! — przerwał milczenie Heading.
— Kto pozapalał ogniska w sadybach? Poco te dymy snujące się po całej wsi?
Oczy starca przybrały tajemniczy wyraz.
— Czarny Puma — odpowiedział wódz swym obrazowym stylem — jest ostatnim z wielkiego plemienia. Duchy jego wojowników odeszły już wszystkie do wielkich borów po tamtej stronie ziemi — a dusze błąkają się jeszcze po ukochanych wigwamach.
— Ciekawe zróżnicowanie — zauważyłem, zwracając się ku Benowi.
— Hm... istotnie — odparł nieprzejednany sceptyk — dziecinne brednie ludów na pierwotnym stopniu kultury.
— Jestem wprost przeciwnego zdania — odpowiedziałem, podejmując z zainteresowaniem rozmowę z Czarnym Pumą.
Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.