Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

zdołał skłonić mnie do dalszej eksploatacji we dwójkę. Nazajutrz rano przypatrywałem się już tylko z namiotu ruchom mego towarzysza.
Ponieważ złoża złota biegły popod chatę, należało zrobić podkop, ewentualnie zdemolować część domu. Heading wybrał pierwsze. Już oskard jego zanurzył się w ziemny nasyp podwalin, gdy wtem z poza węgła wyłoniła się wysoka postać Pumy. Sędziwy wódz skrzyżował ręce na piersiach i przemówił podniesionym od gniewu głosem:
— Dlaczego Szare Oko niepokoi miejsce zmarłych? Dlaczego hukiem żelaznego drąga mąci ciszę zgasłych wojowników? Pocóżeście przyszły blade twarze, z poza wielkiej, słonej rzeki w krainę czerwonoskórych synów Manitu? Wielki Duch zagniewał się na dzieci swoje i zesłał na ich ziemię blade, chciwe plemię, by niszczyło ich bory, wybijało zwierzynę, kradło ich złoto. Zło i grzech sprowadziły blade twarze między czerwonych współbraci; ognistą wodą rozpijają nam wojowników, by stracili siłę praojców, innych tępią piorunową bronią lub zamieniają w niewolników, a skwawy nasze świecidłami i szkarłatną odzieżą ciągną w łoża pieszczoty. Przekleństwo wam i pomsta wieczna.
Tu starzec podniósł w górę trzęsące się ręce i trzymał wzniesione w stronę wschodu.
Heading odpowiedział paru szorstkiemi zwrotami i nie zważając na Indjanina, kopał dalej. Po chwili Puma