Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

cztery stopy szeroka, przybita do ściany. Moja gliniana kula, spadając z bardzo wysokiego sufitu, dotknęła szacownej mapy, przedmiotu czci dziadka: ponieważ była bardzo wilgotna, wypisała na niej długą czerwoną smugę.
„Och, teraz już wpadłem, pomyślałem. To grubo gorsza sprawa: rozgniewałem mego jedynego obrońcę“. Równocześnie byłem bardzo strapiony, że zrobiłem przykrość dziadkowi.
W tej chwili wezwano mnie przed moich sędziów, z Serafją na czele: obok niej wstrętny garbus Tourte. Postanawiałem sobie odpowiadać po rzymsku, to znaczy że pragnąłem służyć ojczyźnie, że to jest zarówno mój obowiązek jak moja przyjemność etc. Ale poczucie mego błędu wobec ukochanego dziadka (plama na mapie), który w moich oczach zbladł ze strachu z powodu bileciku podpisanego Gardon, roztkliwiła mnie; stąd, zdaje mi się, że miernie się spisałem. Miałem zawsze tę wadę, że daję się rozczulić jak głupiec najmniejszem słowem uległości ze strony ludzi na których byłem najbardziej rozgniewany, et tentatum contemni. Daremnie później wypisywałem wszędzie tę refleksję Tytusa Liwjusza; nigdy nie byłem pewien, że wytrwam w gniewie.
Postradałem nieszczęśliwie wskutek mojej słabości serca (nie charakteru) wspaniałą pozycję. Miałem zamiar sam iść oznajmić księdzu Gardon moje postanowienie służenia ojczyźnie. Oznajmiłem to, ale głosem słabym i nieśmiałym. Pomysł mój przestraszył ich, ale poznano że brak mi energji. Nawet i dziadek mnie potępił; wyrok brzmiał, że przez trzy dni nie będę jadł obiadu przy stole. Ledwiem usłyszał wyrok, rozczulenie moje pierzchło, znów stałem się bohaterem.
„Wolę raczej (oświadczyłem) jeść sam, niż z tyranami, którzy mnie łają bez przerwy...“
Mały Tourte wszedł w swoją rolę:
„Ależ, panie Henrysiu, zdaje mi się...
— Pan powinieneś się wstydzić i milczeć, przerwałem mu. Czy pan należysz do rodziny, abyś mówił do mnie w ten sposób etc.