Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

ności pisania. Może wcale nie opiszę w dalszym ciągu przejścia przez górę św. Bernarda z zapasową armją (16 do 18 maja 1800) i pobytu w Medjolanie w Casa Castelbarco albo w Casa Bovara.
Ostatecznie, aby nie pominąć zupełnie podróży do Echelles, zapiszę parę wspomnień, które muszą dać pojęcia bardzo nieścisłe o zdarzeniach z któremi się wiążą. Miałem osiem lat, kiedy mi się objawiła ta wizja nieba.
Przychodzi mi na myśl, że może całe nieszczęście mego straszliwego życia w Grenobli od 1790 do 1799 było szczęściem, skoro spowodowało szczęście — najwyższe, nieporównane — pobytu w Echelles i pobytu w Medjolanie za czasów Marengo.
Przybywszy do Echelles, czułem się przyjacielem całego świata, wszyscy uśmiechali się do mnie, uważali mnie za niezwykłe dziecko. Dziadek mój, człowiek obyty w świecie, powiedział mi: „Jesteś brzydki, ale nigdy nikt nie będzie ci pamiętał twojej brzydoty“.
Dowiedziałem się dziesięć lat temu, że jedna z kobiet, która mnie najlepiej lub bodaj najdłużej kochała, Wiktoryna Bigillon, mówiła o mnie w ten sam sposób po dwudziestopięcioletniej rozłące.
W Echelles znalazłem serdeczną przyjaciółkę we Franusi, jak ją nazywano. Miałem cześć dla piękności cioci Kamilli, nie śmiałem prawie do niej mówić, pożerałem ją oczyma. Zaprowadzono mnie do pp. Bonne albo de Bonne, bo mieli wielkie pretensje do szlachetctwa, nie wiem nawet czy się nie podawali za krewnych państwa Lesdiguières.
Odnalazłem, w kilka lat potem, najwierniejszy portret tych zacnych ludzi w Wyznaniach Russa, w rozdziale o Chambery.
Starszy Bonne gospodarował w Berlandet, o dziesięć minut od Echelles; wydał tam wspaniały podwieczorek z mlekiem i ciastkami, gdzie jeździłem na ośle prowadzonym przez młodego Grubillon. Był to najlepszy człowiek pod słońcem. Brat jego, pan Błażej, rejent, był skończony ciemięgą. Dworowano sobie cały dzień