Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

zdradził mnie: wielka scena wieczór u dziadków. Skłamałem oczywiście na pytanie Serafji:
„Czy byłeś w parku?“
Na to dziadek połajał mnie łagodnie i grzecznie, ale stanowczo, za kłamstwo. Czułem żywo to, czego nie umiałem wyrazić. Czyż kłamstwo nie jest jedyną ucieczką niewolników? Stary służący, następca biednego Lamberta, wierny wykonawca rozkazów rodziny, miał polecone odprowadzać mnie do pana Le Roy. Byłem wolny w dnie, w które on chodził do Saint-Vincent po owoce.
Ten przebłysk wolności rozwścieczył mnie. „Co oni mi zrobią, ostatecznie, mówiłem sobie; któryż chłopiec w moim wieku nie chodzi sam?“
Kilka razy zaszedłem do parku; skoro się spostrzeżono, łajano mnie, nie odpowiadałem nic. Zagrożono mi skasowaniem rysunku, ale ja ponawiałem swoje wyprawy. Zasmakowawszy w odrobinie wolności, zdziczałem. Ojciec zaczynał grzęznąć w swojej pasji do rolnictwa i udawał się często do Claix. Zdawało mi się, że w jego nieobecności zaczynam być postrachem dla Serafji. Ciotka Elżbieta, przez swą hiszpańską dumę, nie mając legalnej władzy, zachowywała neutralność; dziadek, ceniąc przedewszystkiem swą wygodę, z natury nienawidził krzyków; Marion i siostra moja Paulina były wyraźnie za mną. Serafja uchodziła za warjatkę w oczach wielu ludzi, naprzykład w oczach naszych kuzynek, pani Colomb i pani Romagnier, przemiłych kobiet. (Mogłem je ocenić, skoro doszedłem do lat rozsądku i poznałem nieco życie). W tym czasie, jedno słowo pani Colomb przywodziło mnie do opamiętania, co każe mi przypuszczać, że łagodnością wszystko dałoby się zrobić ze mnie, prawdopodobnie płaskiego mieszczucha kutego na cztery nogi. Zacząłem się opierać Serafji, miałem straszliwe ataki gniewu.
„Nie pójdziesz już do pana Le Roy“, mówiła.
Zdaje mi się (kiedy się nad tem zastanawiam), że zwycięstwo było po stronie Serafji i tem samem przerwa w lekcjach rysunku.
Terror był w Grenobli tak łagodny, że ojciec mój, od czasu