Przypomniałem sobie żywo ów krajobraz, który przez kilka lat był dla mnie ideałem zmysłowego szczęścia. Byłbym mógł wykrzyknąć, jak nie wiem już jaki dudek z której z powieści z roku 1832: Oto mój ideał!
Wszystko to (łatwo zrozumieć) jest zupełnie niezależne od wartości obrazu, który był prawdopodobnie talerzem szpinaku, bez żadnej perspektywy.
Później Nieważny traktat (opera Gaveau) stał się dla mnie początkiem namiętności, która zatrzymała się na Matrimonio segreto, poznanem w Ivrée (koniec maja 1800) i na Don Juanie.
Pracowałem przy małym stoliku pod oknem wielkiego włoskiego salonu; tłumaczyłem z przyjemnością Wergilego czy Metamorfozy Owidjusza, kiedy złowrogi pomruk ogromnego tłumu zebranego na placu Grenette powiadomił mnie, że zgilotynowano dwóch księży.
To była jedyna krew, jaką terror roku 93 rozlał w Grenobli.
Oto moja wielka wina: czytelnik mój z r. 1880, daleki od zawziętości stronnictw, znienawidzi mnie, kiedy mu wyznam, że ta śmierć, która ścięła zgrozą mego dziadka, która doprowadziła do furii Serafję, która pogłębiła wyniosłe i hiszpańskie milczenie ciotki Elżbiety, zrobiła mi przyjemność. Napisałem to wielkie słowo!
Więcej jeszcze, jeszcze gorzej: jeszcze w 1835 ja kocham the mam of 1794.
(Oto jeszcze sposób zahaczenia prawdziwej daty. Regestr kryminalnego trybunału apelacyjnego przy placu św. Andrzeja musi zawierać datę śmierci XX. Revenas i Guillabert).
Spowiednik mój, X. Dumolard z Bourg-d’Oisans (jednooki, niezły człowiek napozór, od 1815 wściekły jezuita) pokazał mi, z gestami które mi się wydały śmieszne, modlitwy czy wiersze ła-