Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

miał zawsze wielką obfitość, i ściągłem jakiś tom z romansów wuja. Dziadek zauważył z pewnością moje grabieże, bo widzę się siedzącego w gabinecie przyrodniczym i czyhającego na chwilę, gdy dziadka wezwie jakiś chory. Wtedy dziadek jęczał, że go odrywają od jego drogich książek i szedł przyjąć chorego w swoim pokoju albo w przedpokoju do wielkiego salonu. Trach! wpadałem do gabinetu i ściągałem tom.
Nie umiałbym opisać namiętności, z jaką czytałem te książki. Po miesiącu lub dwóch, znalazłem Felicję albo moje hulanki. Oszalałem poprostu, posiadanie rzeczywistej kochanki, wówczas cel wszystkich moich pragnień, nie byłoby mnie pogrążyło w takiej otchłani rozkoszy.
Z tą chwilą, powołanie moje rozstrzygnęło się: żyć w Paryżu, pisząc komedje, jak Molier.
To była moja niezłomna myśl, którą ukrywałem głęboko, gdyż tyranja Serafji zaszczepiła mi obłudę niewolnika.
Nigdy nie umiałem mówić o tem com ubóstwiał, zdałoby mi się to bluźnierstwem.
Czuję to równie żywo w roku 1835 jak czułem w 1794.
Te książki wuja nosiły pieczątkę pana Falcon, który prowadził wówczas jedyną czytelnię literacką; był to gorący patriota, przedmiot głębokiej pogardy dziadka, a silnej nienawiści Serafji i mego ojca.
To zyskało mu moją sympatję; ze wszystkich mieszkańców Grenobli jego może najbardziej szanowałem. Była w tym dawnym lokaju pani de Brizon (czy innej damy z ulicy Nowej, u której usługiwał on memu dziadkowi do stołu), była w tym lokaju dusza dwadzieścia razy szlachetniejsza niż dusza mego dziadka lub wuja, nie mówiąc już o ojcu i o jezuitce Serafji. Może jedyną ciotkę Elżbietę możnaby z nim porównać. Biedny, zarabiający mało i gardzący pieniędzmi, Falcon wywieszał trójkolorową chorągiew przed sklepem za każdem zwycięstwem i każdem świętem Republiki.
Ubóstwiał tę Republikę za Napoleona jak za Burbonów,