Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

więcej niż półtora roku. Widzę się, jak idę z jego zlecenia do pana Allier, księgarza na placu św. Andrzeja, z pięćdziesięcioma frankami w asygnatach aby kupić Chemję Fourcroy, która zbudziła w ojcu pasję do rolnictwa. Rozumiem źródło tej pasji: mógł chodzić na przechadzkę tylko do Claix.
Ale czy przyczyną tego wszystkiego nie była miłostka z Serafją, jeśli w istocie była miłostka? Nie mogę dojrzeć istotnej fizjognomji rzeczy, mam tylko moją pamięć dziecka. Widzę obrazy, pamiętam ich oddziaływanie na mnie, ale co się tyczy przyczyn i fizjognomji — pustka. To wciąż tak, jak freski w Campo Santo w Pizie, gdzie widać wyraźnie naprzykład ramię, a kawałek obok, który wyobrażał głowę, odpadł. Widzę szereg obrazów bardzo wyraźnych, ale jedynie z tą fizjognomją, jaką miały dla mnie. Co więcej, widzę tę fizjognomję jedynie przez pamięć wrażenia, jakie na mnie wywarła.
Ojciec mój poznał niebawem przeżycie godne serca tyrana. Miałem oswojoną srokę, która przebywała najczęściej pod krzesłami w jadalni. Straciła nogę w bitwie i chodziła podskakując. Broniła się od kotów, od psów, wszyscy się nią opiekowali, co było bardzo uprzejme dla mnie, bo pokrywała podłogę białemi plamami niezbyt apetycznemi. Żywiłem tę srokę w sposób niebardzo schludny, karakonami ulopionemi w pomyjach w kuchni.
Surowo oddzielony od wszelkiej istoty w moim wieku, żyjąc jedynie ze starszymi, znajdowałem urok w tem dzieciństwie.
Naraz, sroka znikła, a nikt nie chciał mi powiedzieć jak; ktoś, przez nieuwagę, zgniótł ją otwierając drzwi. Sądziłem, że ojciec zabił ją przez złośliwość; dowiedział się o tem, podejrzenie to sprawiło mu przykrość, jednego dnia wspomniał mi o tem w słowach bardzo okrężnych i oględnych.
Byłem wzniosły: zaczerwieniłem się po białka, ale nie otworzyłem ust. Zaczął nalegać: wciąż milczenie, ale oczy, które miałem w tym wieku bardzo wymowne, musiały mówić.
Oto jestem pomszczony, tyranie, za słodką i ojcowską minę,