Ojciec Ducros, ów kordeljer, którego mam za genjalnego człowieka, stracił zdrowie wypychając ptaki truciznami. Cierpiał bardzo na wnętrzności, a wuj mój zdradził mi swemi żarcikami, że on mia...[1].
Niewielem rozumiał tej choroby, która mi się zdawała zupełnie naturalna. Ojciec Ducros bardzo lubił mego dziadka, któremu zawdzięczał poczęści swoje miejsce bibljotekarza; ale nie mógł się powstrzymać aby nie pogardzać nieco słabością jego charakteru: nie mógł znosić wybryków Serafji, które dochodziły często do przerywania rozmowy, mącenia towarzystwa i wystraszania gości.
Charaktery à la Fontenelle bardzo są czułe na ten odcień milczącej wzgardy; dziadek zwalczał tedy często mój entuzjazm dla ojca Ducros. Czasami, kiedy ojciec Ducros przyszedł do domu z czemś zajmującym do opowiedzenia, wyprawiano mnie do kuchni; nie byłem tem zgoła urażony, tylko zmartwiony że nie dowiem się ciekawej rzeczy. Filozof ten czuły był na mój entuzjazm i na sympatję którą mu okazywałem, a która sprawiała, że kiedy on był, nie opuszczałem nigdy pokoju.
Obdarzał swoich przyjaciół i przyjaciółki złoconą ramą, rozmiarów trzy stopy na dwie i pół, za którą pomieszczał sześć lub osiem tuzinów gipsowych medalów średnicy osiemnastu linij. Byli to wszyscy cesarze rzymscy wraz z cesarzowemi; inna rama przedstawiała wielkich ludzi Francji od Clément Marot do Woltera, Diderota i d’Alemberta. Coby dziś powiedział ksiądz Rey na taki widok?
Te medale były okolone, bardzo zgrabnie, małemi kartonikami złoconemi na brzegach, woluty zaś, wykonane z tego samego materjału wypełniały przestrzeń między medalami. Ozdoby tego rodzaju były wówczas bardzo rzadkie, i mogę wyznać, że kontrast białego matowego koloru medalów i lekkie, delikatne, dobrze narysowane cienie, które znaczyły rysy osobistości, wraz ze złoconym
- ↑ Słowo nieczytelne.