Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

o niebezpieczeństwie; poczciwa Marion (Marja Thomasset), moja przyjaciółka, wyrzekła to wielkie słowo. Niebezpieczeństwo stało się groźne; zaczęli napływać księża.
Pewnego zimowego wieczora, zdaje mi się, około siódmej wieczór, byłem w kuchni, naprzeciwko szafy Marion. Ktoś wszedł i rzekł: „Skończyła“. Padłem na kolana, aby podziękować Bogu za to wielkie wyswobodzenie.
Jeżeli Paryżanie są tacy sami głupcy w 1880 jak w 1835, ten sposób przyjmowania śmierci siostry mojej matki zyska mi opinję barbarzyńcy, okrutnika, dzikusa.
Cobądź ktoś pomyśli, to jest prawda. Po pierwszym tygodniu mszy żałobnych i modłów, wszyscy w domu uczuli wielką ulgę. Zdaje mi się, ojciec nawet był bardzo rad, że jest oswobodzony od tej djabelskiej kochanki (o ile była jego kochanką) lub od tej djabelskiej przyjaciółki.
Jednym z jej ostatnich postępków było co następuje. Pewnego wieczora, kiedy czytałem przy komodzie ciotki Elżbiety Henrjadę czy Belizarjusza, których dziadek mi pożyczył, wykrzyknęła: „Jak można dawać podobne książki temu dziecku! Kto mu dał tę książkę?“
Mój kochany dziadek, na moją usilną prośbę, był tak dobry, że, mimo zimna, poszedł ze mną do swego gabinetu przylegającego do terasy, na drugim końcu domu, aby mi dać tę książkę, na którą miałem ochotę tego wieczora.
Cała rodzina siedziała rzędem przy ogniu. Na ten zuchwały okrzyk swojej córki, dziadek odpowiedział tylko, wzruszając ramionami: „Ona jest chora“.
Nie znam zupełnie daty tej śmierci; będę ją mógł znaleźć w urzędowych regestrach Grenobli.
Zdaje mi się, że wkrótce potem udałem się do Szkoły Centralnej: rzecz, której Serafja nie byłaby nigdy ścierpiała. Sądzę że to było koło 1797 i że byłem w Szkole Centralnej tylko trzy lata.