Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

wnuka pana Gagnon!) zrodziła we mnie postanowienie że padnę albo muszę się wybić.
Oto historja mego talentu do rysunku; rodzina moja, zawsze roztropna, orzekła, po roku albo półtora roku lekcyj u tego tak grzecznego człowieka, pana Le Roy, że ja rysuję bardzo dobrze.
Faktem jest, że ja nawet się nie domyślałem że rysunek jest wynalazkiem natury. Rysowałem czarnym i białym ołówkiem jakąś głowę z płaskorzeźby. (Przekonałem się w Rzymie, w Braccio nuovo, że to była głowa Muzy, lekarza Augusta). Rysunek mój był czysty, zimny, bez żadnej wartości, jak rysunek młodego uczniaka.
Rodzina moja, która, przy wszystkich frazesach o pięknie wsi i pięknych krajobrazach, nie miała najmniejszego poczucia sztuki i nie posiadała ani jednego znośnego sztychu w domu, uznała, że jestem bardzo tęgi w rysunku. Pan Le Roy żył jeszcze, i malował pejzaże gwaszem (gęsty kolor) mniej licho niż resztę.
Uzyskałem tyle, że pozwolono mi rzucić ołówek i zacząć malować gwaszem.
Pan Le Roy zrobił widok mostu Vence, między Buisserate a Saint-Robert. Przechodziłem ten most dość często, udając się do Sain-Vincent: uważałem, że ten rysunek, zwłaszcza góra, są bardzo podobne; miałem złudzenie. Zatem, przedewszystkiem i nadewszystko, trzeba aby rysunek podobny był do natury!
Nie było już mowy o doskonale równoległych kreskach. Po tem pięknem odkryciu, robiłem szybkie postępy.
Biedny pan Le Roy niebawem umarł, żałowałem go. Mimo to, byłem wówczas jeszcze niewolnikiem, a wszyscy młodzi ludzie chodzili do pana Villonne, rysownika wzorów na materje, wypędzonego z Wyzwolonej Gminy przez wojnę i gilotynę. Wyzwolona Gmina to było nowe miano dawane Ljonowi od czasu jego zdobycia.
Zwierzyłem ojcu (ale przypadkiem, bez specjalnej myśli) moją pasję do gwaszów i kupiłem od pani Le Roy, za trzykrotną ich wartość, wiele gwaszów jej męża.
Bardzo pragnąłem dwóch tomów Powiastek La Fontaine’a