Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

To jest tak prawdziwe i tak mocne, że trudno mi to wyrazić; zresztą nie łatwoby mi kto uwierzył.
Ścisły związek — rzec można, małżeństwo — tych dwóch sztuk skojarzył się nazawsze kiedy miałem dwanaście albo trzynaście lat, przez kilka miesięcy najżywszego szczęścia, najmocniejszego uczucia jakiego kiedykolwiek doznałem, rozkoszy najsilniejszej, dochodzącej niemal bólu.
Obecnie widzę (ale widzę z Rzymu, w pięćdziesięciu dwu latach), że miałem pociąg do muzyki przed tym Nieważnym traktatem, tak podskakującym, tak nikłym, tak francuskim, ale który umiem jeszcze na pamięć. Oto moje wspomnienia: 1-o dźwięk dzwonów św. Andrzeja, zwłaszcza gdy dzwoniono w nie na wybory, w roku gdy mój krewniak Abraham Mallein (ojciec mego szwagra Aleksandra) był prezydentem albo poprostu wyborcą. 2-o zgrzyt pompy na placu Grenette, kiedy służące wieczór pompowały wielkim żelaznym prętem. 3-o wreszcie, ale najmniej ze wszystkiego, dźwięk fletu, na którym grał jakiś młody sklepikarz na czwartem piętrze, na placu Grenette.
Już te rzeczy dały mi przyjemności, które, bez mojej wiedzy, były przyjemnością muzyczną.
Panna Kably grała też w Wiejskiej Próbie Gretryego, o wiele mniej lichej niż Nieważny traktat. Tragiczna sytuacja przejęła mnie dreszczem w Raulu, panu de Crequi; słowem wszystkie liche operzątka z r. 1794 stały się dla mnie czemś wzniosłem, dzięki obecności panny Kably; nic nie mogło być płaskie ani pospolite, skoro ona się zjawiała.
Jednego dnia, zdobyłem się na olbrzymią odwagę, aby spytać kogoś, gdzie mieszka panna Kably. To był prawdopodobnie najodważniejszy czyn mego życia.
„Ulica des Clercs“, brzmiała odpowiedź.
O wiele wcześniej odważyłem się spytać, czy ona ma kochanka. Zapytany odpowiedział mi jakiemś grubem przysłowiem, nie wiedział nic o jej życiu.