Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/169

Ta strona została skorygowana.

Wałęsałem się po ulicy des Clercs w dnie przypływu odwagi; serce mi biło, byłbym może zemdlał gdybym ją spotkał; oddychałem z ulgą, kiedy, doszedłszy do końca ulicy, byłem pewny że jej nie spotkam.
Jednego ranka wszakże, kiedym się przechadzał sam w alei kasztanowej w Parku miejskim, myśląc o niej jak zawsze, ujrzałem ją na drugim końcu ogrodu koło muru Intendentury: szła ku terasie. Słabo mi się zrobiło, wreszcie uciekłem, jakby mnie djabeł gonił, kryjąc się pod parkanem. Na szczęście, nie spostrzegła mnie. Zważcie, że ona mnie absolutnie nie znała. Oto jeden z najwybitniejszych rysów mego charakteru; taki byłem zawsze (nawet przedwczoraj). Szczęście widzenia jej z bliska, na pięć czy sześć kroków, było za wielkie, paliło mnie, uciekałem przed tem sparzeniem, przykrością zupełnie realną.
Dziwactwo to nasuwa mi myśl, że, co się tyczy miłości, należę do natur melancholicznych, wedle Cabanisa.
W istocie, miłość była zawsze dla mnie najważniejszą sprawą, lub raczej jedyną. Nigdy nie bałem się niczego więcej, niż ujrzeć że kobieta, którą kocham, wymienia poufne spojrzenie z moim rywalem. Nie mam prawie urazy do tego rywala: on robi swoje (myślę sobie); ale ból mój jest straszliwy, przeszywający, do tego stopnia że muszę przysiąść na kamiennej ławce pod domem. Podziwiam wszystko w moim zwycięskim rywalu (major Gibory i pani Martin, palazzo Aguissola, Medjolan).
Żadna inna przykrość nie działa na mnie ani w tysiącznej części w ten sposób.
Przy Cesarzu byłem baczny, gorliwy, nie myślący zgoła o moim krawacie, bardzo odmiennie od innych. (Przykład: pewien wieczór, godzina siódma, w Łużycach, kampanja 1813, nazajutrz po śmierci księcia de Frioul).
Nie jestem ani nieśmiały ani melancholijny gdy piszę i narażam się na ryzyko wygwizdania; czuję się pełen odwagi i dumy,