Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

Nie nienawidziłem już Serafji, zapomniałem o niej; co się tyczy ojca, pragnąłem tylko jednego: nie być z nim. Spostrzegłem z wyrzutem, że nie mam dla niego kropli czułości ani przywiązania.
Jestem tedy potworem, powiadałem sobie. I przez długie lata nie znalazłem odpowiedzi na ten zarzut. W mojej rodzinie mówiono bezustanku i aż do wymiotów o czułości. Ci zacni ludzie nazywali czułością bezustanne udręki, jakiemi mnie zaszczycali od pięciu czy sześciu lat. Zaczynałem spostrzegać że oni się nudzą śmiertelnie i że, zbyt próżni aby nawiązać ze światem z którym niebacznie zerwali w epoce okrutnej straty, we mnie szukają ucieczki od nudów.
Ale nic nie mogło mnie już wzruszyć po tem com świeżo przeżył. Studjowałem pilnie łacinę i rysunki, dostałem pierwszą nagrodę (nie wiem z którego z tych przedmiotów), potem drugą. Tłumaczyłem z przyjemnością Życie Agrykoli Tacyta; to było prawie pierwszy raz, że łacina mi sprawiła przyjemność. Przyjemność tę mąciły gorzko kuksy, które mi dawał wielki Odru, ordynarny i ciemny chłop z Lumbin, który uczył się z nami i który nie miał o niczem pojęcia. Biłem się do upadłego z Giroudem, który miał czerwone ubranie. Byłem jeszcze dzieckiem na dobre pół mojej egzystencji.
A przecież burza moralna, której byłem pastwą przez szereg miesięcy, sprawiła żem dojrzał; zaczynałem sobie mówić poważnie:
„Trzeba coś postanowić i wydobyć się z tego śmietnika“.
Miałem tylko jeden sposób: matematyka. Ale uczono mnie jej tak głupio, że nie robiłem żadnych postępów; prawda, że moi koledzy robili ich jeszcze mniej, jeśli możliwe. Ten dryblas Dupuy tłumaczył nam twierdzenie jak zbiór przepisów na robienie octu.
Jednakże Bezout był moją jedyną ucieczką do wydostania się z Grenobli. Ale Bezout był taki tępy! Była to głowa taka jak Dupuy, nasz emfatyczny profesor.
Dziadek mój znał jakiegoś tępasa, nazwiskiem Chabert, który