udzielał matematyki w pokoju. To miejscowe wyrażenie doskonale nadaje się do tego człowieka. Uzyskałem z dość wielkim trudem to, aby chodzić do tego pokoju pana Chabert; bano się obrazić pana Dupuy, zresztą trzeba było płacić dwanaście franków na miesiąc, zdaje mi się.
Odpowiedziałem, że większość uczniów kursu matematyki w Szkole Centralnej chodzi do pana Chabert i że, jeżeli ja nie będę chodził, będę ostatnim w klasie. Chodziłem tedy do pana Chabert. Chabert był to mieszczuch dość dobrze ubrany, ale który miał zawsze minę wyniedzieloną i zawsze jakby się bał zniszczyć swój surdut, kamizelkę i kaszmirowe zielonkawe spodeńki; gębę miał mieszczańską ale dosyć przystojną. Mieszkał przy ulicy Neuve, koło ulicy Saint-Jacques, prawie na przeciwko Burbona, handlarza żelaza, którego nazwisko zapamiętałem, bo w mojej rodzinie wymawiano je z oznakami najwyższej czci. Możnaby myśleć, że istnienie Francji było z niem związane!
Ale odnalazłem u pana Chabert ten brak życzliwości, który mnie gnębił w Szkole Centralnej i sprawiał że mnie nigdy nie wołano do tablicy. W małym pokoiku, wśród siedmiu czy ośmiu uczniów skupionych dokoła ceratowej tablicy, nie było nic niesmaczniejszego niż napierać się do tablicy, to znaczy tłumaczyć piąty czy szósty raz zadanie, które już czterech czy pięciu uczniów przerobiło. A jednak musiałem to czasem robić u pana Chabert, inaczej nigdybym się nie dorwał do dowodu. Pan Chabert uważał mnie za minus habens i został przy tej fatalnej opinji. Nic zabawniejszego niż słyszeć go później, jak rozmawiał o moich matematycznych sukcesach.
Ale w początkach, to był dziwny brak dbałości, lub, aby rzec lepiej, rozsądku ze strony moich rodziców, że się nie pytali o moje postępy i o to ile razy na tydzień wołają mnie do tablicy; nie schodzili do tych szczegółów. Pan Chabert, który żywił wielki szacunek dla pana Dupuy, wołał do tablicy jedynie tych, którzy dostawali
Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/174
Ta strona została skorygowana.