Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/178

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XXVII

Miałem i mam jeszcze gusty najbardziej arystokratyczne; zrobiłbym wszystko dla szczęścia ludu, ale wolałbym, jak sądzę, spędzić co miesiąc dwa tygodnie w więzieniu, niż żyć ze sklepikarzami.
W tej epoce, zbliżyłem się, nie wiem jak, z Franciszkiem Bigillion (który później się zabił, jak sądzę wskutek utrapień z żoną). Był to człowiek prosty, naturalny, szczery, który nigdy nie silił się dać do zrozumienia jakąś ambitną odpowiedzią, że zna świat, kobiety, etc. A to była w kolegjum nasza największa ambicja i nasza główna próżnostka. Każdy z tych smarkaczy chciał wmówić w drugiego że miał kobiety i że zna świat; nic podobnego u poczciwego Bigilliona. Odbywaliśmy razem długie spacery, zwłaszcza w stronę wieży Rabot i Bastylji. Wspaniały widok, jakiego zażywa się stamtąd, zwłaszcza ku Eybens, za którem widać najwyższe Alpy, podnosił naszą duszę. Rabot, to jest stara wieża, a Bastylja, to domek, położone na różnej wysokości na górze obejmującej miasto bardzo śmieszne w 1795, ale przyzwoite podobno w 1836.
W czasie tych przechadzek dzieliliśmy się z całą szczerością wrażeniami jakie w nas budził ten las straszliwy, posępny i rozkoszny, w który mieliśmy się zapuścić. Każdy się domyśli, że chodzi o społeczeństwo i o świat.
Bigillion miał wielkie przewagi nademną:
1-o Był wolny od dziecka, jako syn ojca, który go nie zanadto kochał i który umiał bawić się inaczej, niż robiąc sobie lalkę ze swego syna.
2-o Ojciec ten, bardzo zamożny rolnik, mieszkał w Saint-Ismier, wiosce znajdującej się u bram Grenobli, ku wschodowi, bardzo ładnie położonej w dolinie Izery. Ten dobry wieśniak, amator wina, dobrej kuchni i wiejskich piękności, wynajął w Grenobli małe mieszkanko dla dwóch synów, którzy się tam kształcili. Starszy zwał się Bigillion, wedle zwyczaju naszej prowincji, a młod-