Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

szy Rémy, kpiarz, dziwak, ale szlachetny, pozatem nieco zazdrosny, nawet wówczas, o przyjaźń jaka mnie łączyła z jego bratem.
Przyjaźń ta, oparta na zupełnej szczerości, stała się faktem po upływie dwóch tygodni. Miał on wuja, uczonego mnicha — i zdaje mi się bardzo mało mnicha — dobrego ojca Morlon, może benedyktyna, który, w mojem dzieciństwie, zgodził się, przez przyjaźń dla dziadka, wyspowiadać mnie raz czy dwa razy. Bardzo byłem zdumiony jego słodyczą i uprzejmością, jakże różną od surowego pedantyzmu zgryźliwych chamów, którym ojciec wydawał mnie najczęściej, takich jak ksiądz Rambault.
Ten dobry ojciec Morlon miał wielki wpływ na moją inteligencję; miał Szekspira w przekładzie pana Letourneur; bratanek jego pożyczał dla mnie kolejno wszystkie tomy tego dzieła, obszernego jak dla dziecka, osiemnaście czy dwadzieścia tomów.
Zdawało mi się że odżywam czytając go. Po pierwsze, miał tę zaletę, że nie był chwalony i zalecany przez moją rodzinę jak Racine. Wystarczało aby chwalili jakąś przyjemność, abym nabrał do niej wstrętu.
Iżby nic nie brakło urokowi Szekspira, zdaje mi się nawet, że ojciec źle się o nim wyrażał.
Byłem nieufny wobec rodziny we wszystkiem; ale, co się tyczy sztuk pięknych, pochwały jej wystarczały aby mi wszczepić śmiertelną odrazę do najpiękniejszych rzeczy. Serce moje, o wiele bardziej rozwinięte niż umysł, czuło żywo, że oni je chwalą tak, jak królowie zachwalają dziś religję, to znaczy z ubocznym celem. Czułem mętnie, ale bardzo żywo i z ogniem którego już nie mam, że wszelkie piękno moralne, to znaczy interes, zabija w artyście wszelkie dzieło sztuki. Czytałem ustawicznie Szekspira od 1796 do 1799. Racine, bezustanku chwalony przez moją rodzinę, robił na mnie wrażenie płaskiego hipokryty. Dziadek opowiedział mi anegdotę, jak umarł z tego, że Ludwik XIV na niego nie popatrzył. Zresztą wiersze nudziły mnie jako coś co przedłuża zdanie i po-