Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

dawny strój swego stanu. Widzę ją jeszcze, koło posągu Herkulesa w Parku, w białej atłasowej w kwiaty sukni z robronami, jak u mojej babki, z ogromnym pudrowanym kokiem, i może małym pieskiem na ręku. Małe uliczniki szły za nią w oddaleniu z podziwem; co do mnie, prowadził mnie (albo niósł) wierny Lambert; mogłem mieć trzy albo cztery lata w czasie tej wizji. Ta wielka dama miała obyczaje chińskie; margrabia de Barral, jej mąż i prezydent, nie chciał emigrować, dlatego rodzina moja gardziła nim, tak jakby otrzymał dwadzieścia policzków.
Roztropny pan Destutt de Tracy miał ten sam pomysł w Paryżu i musiał zdejmować plany, jak pan de Barral, który przed Rewolucją nazywał się de Montferrat, to znaczy margrabia de Montferrat; pan de Tracy zmuszony był żyć z płacy urzędniczka w ministerjum oświaty, zdaje mi się; pan de Barral ocalił 20 albo 25000 renty, z czego w 1793 oddał połowę albo dwie trzecie nie ojczyźnie ale strachowi przed gilotyną. Może zatrzymała go we Francji miłość do pani de Bremont, którą później zaślubił. Spotkałem młodego Bremont w wojsku, gdzie był majorem, zdaje mi się potem podinspektorem rewji, a zawsze hulaką.
Ten ojciec uczył syna Satyr Woltera (jedynej rzeczy doskonałej, wedle mnie, którą stworzył ten wielki reformator).
Wówczas to dopiero poznałem prawdziwy dobry ton, i odrazu mnie oczarował.
Porównywałem bezustanku tego ojca, bawiącego się w rymy i pełnego delikatnych względów dla miłości własnej swoich dzieci, z ponurym pedantyzmem mojego ojca. Miałem najgłębszy szacunek dla wiedzy dziadka, kochałem go szczerze, nie posuwałem się do refleksji:
„Czy nie możnaby połączyć bezgranicznej wiedzy mego dziadka z miłą i wesołą uprzejmością pana de Barral?“
Ale moje serce, aby tak rzec, przeczuwało tę myśl, która z czasem miała się stać dla mnie zasadniczą.
Widziałem już dobry ton, ale nawpół zniekształcony, przesło-