Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

nięty dewocją na pobożnych wieczorynkach, gdzie pani de Vaulserre skupiała na parterze pałacu des Adrets pana de Saint-Vallier, Scypiona jego brata, pana de Pina (ex-mera Grenobli, głębokiego jezuitę, 80.000 renty i siedemnaścioro dzieci), panów de Sinard, de Saint-Ferréol, mnie, pannę Bonne de Saint-Vallier (której białe i śliczne wenecjańskie ramiona wzruszały mnie tak bardzo).
Ksiądz Chélan, pan Barthélemy d’Orbane to były też modele. Ojciec Ducros miał coś genjalnego. (Słowo genjalny było dla mnie wówczas tem, czem słowo Bóg dla bigotów).

ROZDZIAŁ XXIX

Nie widziałem wówczas pana Barral w tak pięknem świetle; był on znienawidzony w domu moich rodziców za to że nie emigrował.
Z konieczności stając się hipokrytą (wada, z której się zbyt dobrze poprawiłem i której brak tyle mi zaszkodził, w Rzymie naprzykład), cytowałem mojej rodzinie nazwiska La Bayette i de Barral, moich nowych przyjaciół.
„La Bayette! dobra rodzina, rzekł dziadek; ojciec jego był kapitanem okrętu, wuj, pan de... prezesem sądu. Co do Montferrata, to licha figura“.
Trzeba przyznać, że pewnego dnia, o drugiej rano, urzędnicy municypalni, i pan Barral z nimi, przybyli aby uwięzić pana d’Anthon, dawnego rajcę Parlamentu, który mieszkał na pierwszem piętrze, i którego stałem zajęciem było przechadzać się w wielkiej sali i ogryzać sobie paznogcie. Nieborak tracił wzrok, i co więcej był notorycznie podejrzany, jak mój ojciec. Był dewotem aż do fanatyzmu, ale pozatem nie był zły człowiek. Uważano za rzecz niegodną ze strony pana de Barral, że przyszedł aresztować jednego z rajców, niegdyś jego kolegów, kiedy był prezesem sądu.
Trzeba przyznać, że to była ucieszna figura, mieszczanin fran-