Nie darowywaliśmy sobie nic z Crozetem, kiedyśmy pracowali razem; zawsze baliśmy się że damy się uwieść próżności, nie znajdując żadnego z przyjaciół zdolnego rozprawiać z nami na ten temat.
Dziadek mój nie lubił pana Dubois-Fontanelle; dziadek był wcieleniem próżności wykwintnej i nieubłaganej, człowiekiem z wielkiego świata w stosunku do mnóstwa osób, o których wyrażał się grzecznie ale których nie lubił.
Sądzę, że, wszystko zważywszy, obawiał się lekceważenia ze strony biednego Dubois, autora tragedji, która miała zaszczyt wyprawić księgarza na galery. Chodziło o Erycję czyli Westalkę. Była to wyraźnie Erycja czyli Zakonnica, lub też Melania tego intryganta Laharpe, którego zimny talent skradł, jak sądzę, ten temat biednemu Dubois-Fontanelle, zawsze tak biednemu, że pisał drobniutkiem pismem aby mniej zużywać papieru.
Biedny Dubois przybył młodo do Paryża z miłością piękna. Ciągła bieda zmusiła go do szukania pożytku; nie mógł się nigdy wspiąć do rzędu szczęściarzy pierwszej klasy, takich jak Laharpe, Marmontel, etc. Potrzeba zmusiła go do klecenia artykułów politycznych w Journal des Deux-Ponts, co gorsza ożenił się z wielką i grubą Niemką, ex-kochanką króla bawarskiego Maksymiljana Józefa, wówczas księcia Maksa, i pułkownika francuskiego.
Starsza jego córka, córka króla, wyszła za niejakiego pana Renauldon, nadętą figurę, w sam raz na dobrego mera w wielkiem mieście na prowincji. W istocie, był dobrym merem Grenobli od 1800 do 1814, zdaje mi się; co więcej, najbezwstydniej ustrojonym w rogi przez mego kuzyna Pelot, króla durniów, którego to okryło hańbą i zmusiło do opuszczenia kraju z posadą w Droits reunis, z laski dobroczynnego François (z Nantes), potężnego finansisty za Cesarza, tego który dał posadę Parny’emu. Znałem go dobrze jako