Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

a bramą Trzech Klasztorów. Nabito pistolety i odmierzono przerażającą ilość kroków, może dwadzieścia; powiedziałem sobie: „Oto chwila, w której trzeba mieć odwagę“. Nie wiem jak, Odru strzelił pierwszy, patrzałem bystro na małą skałkę w kształcie trapezu, która się znajdowała ponad nim, tę samą którą widać było z okna ciotki Elżbiety obok dachu kościoła św. Ludwika.
Nie wiem jakim cudem, pistolet nie wystrzelił. Prawdopodobnie świadkowie nie nabili. Zdaje mi się, że ja nawet nie przyszedłem do celowania. Oznajmiono pojednanie, ale bez podania rąk, tem bardziej bez uścisku. Odru, wściekły, byłby mnie sprał.
Na ulicy Trzech Klasztorów, idąc z moim świadkiem Diday, rzekłem:
„Żeby się nie bać, wówczas gdy Odru mierzył do mnie, patrzałem na skałę nad Seyssins.
— Nie powinieneś nigdy tego mówić, takie słowo nigdy nie powinno wyjść z twoich ust, rzekł przerywając mi ostro.
Byłem bardzo zdziwiony i, po namyśle, bardzo zgorszony tą połajanką.
Ale nazajutrz zaczęły mnie oblegać straszliwe wyrzuty, że pozwoliłem załagodzić tę sprawę. To urażało wszystkie moje hiszpańskie marzenia; jak śmieć podziwiać Cyda, nie dopełniwszy pojedynku? Jak myśleć o bohaterach Arjosta? Jak podziwiać i krytykować wielkie postacie z historji rzymskiej, których bohaterskie czyny odczytywałem często w słodkawym Rollinie?
Pisząc to, mam uczucie, że dotykam ręką blizny po zagojonej ranie.
Nie pomyślałem ani dwóch razy o tym pojedynku od mego innego pojedynku z panem Raindre (majorem czy pułkownikiem lekkiej artylerji w Wiedniu, w 1809, o Babet).
Widzę że to była wielka zgryzota całej mojej pierwszej młodości, a istotną racją mojej zaciętości, prawie zuchwalstwa, w pojedynku w Medjolanie, gdzie Cardon był świadkiem.
W sprawie z Odru, byłem zdumiony, zmieszany, dawałem z so-