Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

filozofji w tej głowie; nie wiem jaki zabobon wychowania czy próżności — może religja — kazały dobremu panu Chabert nienawidzić nawet nazwy tych rzeczy.
Z moją dzisiejszą głową, niesłusznie dziwiłem się, dwie minuty temu, w jaki sposób nie znalazłem natychmiast lekarstwa. Nie miałem żadnej pomocy; przez próżność dziadek miał niechęć do matematyki, która była jedyną granicą jego uniwersalnej niemal wiedzy. „Pan Gagnon nie zapomniał nigdy nic z tego co czytał“, powiadano z szacunkiem w Grenobli. Matematyka była jedyną odpowiedzią jego wrogów. Ojciec brzydził się matematyką przez religijność, jak sądzę; przebaczał jej trochę jedynie dlatego, że uczy zdejmować pomiary gruntów. Sporządzałem mu bez przerwy kopje planu jego posiadłości w Claix, w Echirolles, w Fontagnier, w Chayla, gdzie właśnie zrobił dobry interes.
Bezoutem gardziłem tyleż co Dupuy i Chabert.
Było może kilku tęgich uczniów w Szkole Centralnej, których przyjęto do Szkoły Politechnicznej w 1797 albo 1798, ale ci nie raczyli odpowiadać na moje wątpliwości, może wyłożone niedość jasno, lub raczej wprowadzające ich w kłopot.
Kupiłem albo dostałem jako nagrodę pisma księdza Marie, w jednym tomie. Pochłonąłem ten tomik z pasją, niby romans. Znalazłem tam prawdy wyłożone w innej formie, co mi sprawiło wiele przyjemności i wynagrodziło moje trudy, ale począłem nic nowego.
Nie chcę powiedzieć, aby w istocie nie było nic nowego, może ja nie rozumiałem, nie byłem dość wykształcony aby to ocenić.
Aby medytować spokojniej, zagospodarowałem się w salonie umeblowanym tuzinem pięknych foteli, haftowanych przez moją biedną matkę. Odwiedzało się go raz albo dwa razy do roku, dla usunięcia kurzu. Ten pokój nastrajał mnie do zadumy, zachowałem jeszcze w owej epoce obraz miłych kolacyjek, wydawanych przez matkę. Goście opuszczali ten salon błyszczący od świateł, aby z uderzeniem dziesiątej, przejść do pięknej jadalni, gdzie po-