Tatar, w odniesieniu do dwóch imion[1] których nie śmiem napisać, to, dla trzech czwartych z moich znajomych, straszliwa nieostrożność, potworność; w r. 1880 sądy te będą truizmem, którego nawet ówcześni panowie Kératry nie będą śmieli powtarzać. To jest dla mnie nowość: mówić do ludzi, których sposobu myślenia, rodzaju wychowania, przesądów, religji absolutnie nie znam! Co za zachęta do tego aby być szczerym, poprostu szczerym, to jedno jest coś warte. Benwenuto był szczery, i czyta się go z przyjemnością, jakby był pisany wczoraj, podczas gdy przewraca się kartki tego jezuity Marmontela, który wszakże dokłada wszystkich starań aby niczem nie urazić, jak prawdziwy Akademik. Nie chciałem w Liworno kupić jego pamiętników po franku za tom, ja który ubóstwiam tego rodzaju lekturę.
Ale ile trzeba ostrożności aby nie kłamać!
Naprzykład, na początku pierwszego rozdziału, jest coś, co może zdawać się przechwałką: nie, czytelniku, nie byłem żołnierzem pod Wagram w 1809.
Trzeba ci wiedzieć, że, czterdzieści pięć lat przed tobą, było w modzie być eks-żołnierzem Napoleona. Jest to więc dziś, w roku 1835, kłamstwo zupełnie godne zapisania, dać do zrozumienia pośrednio i bez absolutnego kłamstwa (jesuitico more), że się było żołnierzem pod Wagram.
Fakt jest, że byłem kwatermistrzem i podporucznikiem w szóstym pułku dragonów, za przybyciem tego pułku do Włoch, w maju 1800, jak sądzę, i że wziąłem dymisję w czasie krótkiego pokoju w 1803. Dali mi się we znaki moi koledzy; nic nie zdawało mi się milsze niż żyć w Paryżu, jak filozof (to było słowo, którem posługiwałem się wówczas z samym sobą), ze stupięćdziesięciu franków miesięcznie, jakie dostawałem od ojca. Przypuszczałem, że po jego śmierci będę miał dwa albo cztery razy tyle; przy żądzy wiedzy, jaka mnie pożerała wówczas, to było aż nadto.
- ↑ Ludwik Filip i car Aleksander.