Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/232

Ta strona została skorygowana.

Po tym tryumfalnym egzaminie, udałem się do Claix. Zdrowie moje domagało się wypoczynku. Ale miałem nowy niepokój, nad którym dumałem w małym gaiku w Doyatières i w zaroślach nad rzeką Drac (nosiłem już strzelbę tylko dla formy): czy ojciec da mi pieniądze na to, abym się zapuścił w nowy Babilon, w to gniazdo zepsucia, w szesnastu latach?
Tutaj znowu nadmiar namiętności, wzruszenia, niszczy wszelką pamięć. Zupełnie nie wiem, jak się ułożył mój wyjazd.
Była mowa o drugim egzaminie przed panem Dupuy, byłem zmordowany, wycieńczony pracą, naprawdę bez sił. Powtarzać arytmetykę, geometrję, trygonometrję, algebrę, statykę, tak aby móc przebyć nowy egzamin, to była straszna mordęga. Doprawdy, już nie mogłem. Ten nowy wysiłek, którego się spodziewałem wprawdzie, ale w grudniu, byłby mi obrzydził z kretesem ukochaną matematykę. Szczęściem lenistwo pana Dupuy, zajętego winobraniem w Noyarey, przyszło w pomoc mojemu. Oznajmił mi, tykając mnie, co było oznaką wielkiej łaski, że wie doskonale co ja umiem, że nowy egzamin jest niepotrzebny; zaczem dał mi z godną i kapłańską miną wspaniałe świadectwo, zaświadczające fałsz, mianowicie że mnie poddał nowemu egzaminowi co do mego przyjęcia do Szkoły Politechnicznej i że wywiązałem się zeń znakomicie.
Wuj dał mi dwa czy cztery ludwiki, których nie przyjąłem: Prawdopodobnie od kochanego dziadka i ciotki Elżbiety też dostałem podarki, których nic nie pamiętam.
Wyjazd mój ułożono z niejakim panem Rosset, znajomym ojca, który wracał do Paryża, gdzie mieszkał.
To, co teraz powiem, nie jest piękne. W samej chwili wyjazdu, czekając na wehikuł, ojciec żegnał się ze mną w Parku miejskim, pod oknami domów nawprost ulicy Montorge.
Płakał trochę. Jedyne wrażenie, jakie na mnie sprawiły jego łzy, było to, że mi się wydał bardzo brzydki. Jeżeli czytelnik poweźmie wstręt do mnie, niech raczy sobie przypomnieć setkę przymusowych przechadzek do Granges z ciotką Serafją, przechadzek