Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

niały godziny. Okolice Paryża wydały mi się straszliwie brzydkie: nie było gór. Ten wstręt wzrósł szybko w ciągu następnych dni.
Opuściłem hotel i przez oszczędność wziąłem pokój przy skwerze Inwalidów. Trochę zaopiekowali się mną matematycy, którzy poprzedniego roku wstąpili do Szkoły. Trzeba ich było odwiedzić.
Trzeba też było odwiedzić mego krewniaka Daru.
Była to ściśle pierwsza wizyta, jaką zrobiłem w życiu.
Pan Daru, człowiek światowy, mający jakieś sześćdziesiąt pięć lat, musiał być bardzo zgorszony mojem niezgrabstwem, a to niezgrabstwo musiało być bardzo pozbawione wdzięku.
Przybyłem do Paryża ze stanowczem postanowieniem zostania uwodzicielem, tem co nazwałbym dziś Don Juanem (wedle opery Mozarta).
Pan Daru był długi czas generalnym sekretarzem pana de Saint-Priest, intendenta Languedoc, które tworzy, zdaje mi się, dzisiaj siedem departamentów.
Rodem z Grenobli, syn mieszczanina z pretensjami do szlachectwa, ale ubogi przez dumę, jak cała moja rodzina, zawdzięczał wszystko sobie; nie kradnąc, zebrał może czterykroć lub pięćkroć tysięcy franków. Przebył Rewolucję zręcznie, nie dając się oślepić miłości lub nienawiści jakie mógł żywić dla przesądów, szlachty i kleru. Był to człowiek bez innej namiętności prócz pożytku próżności albo próżności pożytku; oglądałem go zanadto z dołu, aby ocenić które z dwojga. Kupił przy ulicy de Lille dom, w którym skromnie zajmował jedynie mały apartamencik nad bramą wjazdową.
Pierwsze piętro w dziedzińcu wynajmowała pani Rebuffel, żona tęgiego przemysłowca, człowieka z charakterem i gorącą duszą, przeciwieństwo pana Daru. Pan Rebuffel, siostrzeniec pana Daru, dzięki swemu zgodnemu i życzliwemu usposobieniu zachował z wujem dobre stosunki.