Czy potrzeba zaznaczać, że szkicuję charaktery tych osób tak jak je oceniłem później? Rys ostateczny, który mi się wydaje prawdziwy, przesłonił mi wszystkie dawniejsze rysy.
Zachowuję jedynie obrazy mego pierwszego wejścia do salonu państwa Daru.
Widzę dziś wyraźnie to, co w r. 1799 czułem bardzo męt-[1], którą nosiła miła pięcioletnia dziewczynka, wnuczka pana Daru, bawił się nią tak, jak stary i znudzony Ludwik XIV bawił się księżną de Bourgogne. Ta miła dziewczynka, bez której głuche milczenie panowałoby często w saloniku przy ulicy de Lille, to była panna Pulcherja Le Brun (obecnie margrabina de Brossard, bardzo podobno autokratyczna, gruba jak beczka, i panująca nad swoim mężem, generałem Brossard, który znowuż panuje nad departamentem Drôme).
Pan de B... jest to dziurawy worek, który uważa się wielkiego szlachcica, potomka Ludwika Otyłego, jak sądzę; buffon, filut, niezbyt przebierający w środkach restaurowania swoich finansów zawsze w nieporządku. W sumie: typ biednego szlachcica, to brzydki charakter i który łączy się często z wieloma nieszczęściami. (Nazywam charakterem człowieka jego zwykły sposób polowania na szczęście; w słowach jaśniejszych, ale mniej dobitnych, całokształt jego nawyków moralnych).
Ale gubię się. Byłem bardzo daleki od widzenia rzeczy, nawet fizycznych, równie jasno w grudniu 1799. Byłem cały wzruszeniem, i ten nadmiar wzruszenia zostawił mi tylko kilka obrazów, bardzo jasnych, ale bez wytłumaczenia jak i czemu.
Widzę dziś bardzo jasno to co w r. 1799 czułem bardzo mętnie, że za mojem przybyciem do Paryża dwa wielkie przedmioty stałych i namiętnych pragnień rozpadły się nagle w nicość. Ubóstwiałem Paryż i matematykę. Paryż bez gór obudził we mnie wstręt tak głęboki, że dochodzący prawie do nostalgji. Matematyka była już dla mnie jedynie czemś niby rusztowanie wczorajsze-
- ↑ Pomyłka zecerska, fragment powtarza się dwa razy na tej stronie, prawidłowa wersja przepisana z publikacji fundacji Wolne Lektury na podstawie wydania z 1985.