Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

go fajerwerku (widziałem to w Turynie, nazajutrz po św. Janie w 1802 r.).
Dręczyły mnie te zmiany, których, rozumie się, w szesnastym roku nie obejmowałem ani istoty ani przyczyn.
W rzeczywistości kochałem Paryż jedynie przez głęboki wstręt do Grenobli. Co się tyczy matematyki, była ona tylko środkiem. Nienawidziłem jej nawet potrosze w listopadzie 1799, bo się jej bałem. Postanowiłem nie przystępować do egzaminu w Paryżu, jak to uczyniło siedmiu czy ośmiu uczniów, którzy dostali — po mnie — pierwszą nagrodę w Szkole Centralnej i których wszystkich przyjęto. Otóż, gdyby ojciec był dbał trochę o to, byłby mnie zmusił do tego egzaminu, byłbym wstąpił ma Politechnikę i nie mógłbym już żyć w Paryżu pisząc komedje.
Ze wszystkich moich namiętności ta jedna mi została.
Nie pojmuję — i ta myśl przychodzi mi pierwszy raz w trzydzieści siedem lat po wypadkach, kiedy to piszę — nie pojmuję, w jaki sposób ojciec nie zmusił mnie do egzaminu. Prawdopodobnie pokładał zaufanie w namiętności, jaką widział we mnie do matematyki. Ojca zresztą przejmowało jedynie to, co się działo koło niego. Miałem mimo to djabli strach, że będę zmuszony wstąpić do Szkoły; czekałem z najwyższą niecierpliwością rozpoczęcia kursów. W naukach ścisłych niepodobna jest zacząć kurs od trzeciej lekcji.
Przejdźmy do obrazów, jakie mi zostały.
Widzę się jak jem obiad, sam i opuszczony, w skromnym pokoiku, który wynająłem opodal Inwalidów, o dwa kroki od tego pałacu Listy Cywilnej Cesarza, gdzie miałem w kilka lat później grać tak odmienną rolę.
Głębokie rozczarowanie Paryżem odbiło się ma moim żołądku. Błoto paryskie, brak gór, widok tylu ludzi zajętych, mijających mnie szybko w pięknych powozach, niby osoby nie mające nic do roboty, wszystko to przygnębiło mnie.