Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/239

Ta strona została skorygowana.

czoch podawał mi czasem kawę w kawiarni Genoude w Grenobli a który od dwudziestu lat jest w Paryżu panem de Genoude.
Miałem, za całe oparcie, jedynie mój zdrowy rozum i wiarę w rozum Helwecjusza. Mówię umyślnie wiarę; wychowany pod kloszem pneumatycznym, trawiony ambicją, ledwie wyzwolony przez moje wstąpienie do Szkoły Centralnej, mogłem widzieć w Helwecjuszu jedynie przepowiednię rzeczy, które mnie spotkają. Miałem zaufanie do tej mglistej przepowiedni, ponieważ dwie czy trzy małe przepowiednie, w oczach mego tak krótkiego doświadczenia, spełniły się.
Nie byłem żyła, chytry, nieufny, gotów, siłą sprytu i nieufności, wytargować dwanaście su, jak większość moich kolegów, liczących kawałki cukru w gospodzie. Byłem na tych ulicach Paryża namiętnym marzycielem, patrzącym w niebo, wciąż pod grozą przejechania przez kabrjolet.
Jednem słowem, nie byłem zdatny do spraw życiowych, i tem samem nie mogłem być oceniony, jak powiada dziś rano jakiś dziennik z 1836, w stylu dziennikarza, który pragnie żadną albo błahą myśl przystroić oryginalnością stylu.
Widzieć tę prawdę co do siebie, znaczyłoby być zdatnym do życia.
Monvalowie dawali mi rady bardzo roztropne, zmierzające do tego, aby się nie dać okraść o dwa lub trzy su dziennie; ich troski budziły we mnie wstręt, a ja musiałem się im wydać głupcem, na drodze do domu warjatów. Prawda, że przez dumę mało udzielałem swoich myśli. Zdaje mi się, że to Monvalowie, lub inni koledzy przybyli rok wprzódy, na Politechnikę, postarali mi się o pokój i o taniego lekarza.
Byłem stale, głęboko wzruszony. Co ja mam kochać, jeśli Paryż mi się nie podoba? Odpowiadałem sobie: „Uroczą kobietę, wywracającą się z powozem o dziesięć kroków odemnie; podniosę ją i będziemy się ubóstwiać, pozna moją duszę i ujrzy jak bardzo jestem różny od Monvalów“.