Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/240

Ta strona została skorygowana.

Tę odpowiedź, najzupełniej poważnie, dawałem sobie parę razy dziennie; zwłaszcza o zmroku, który często jest dla mnie chwilą tkliwego wzruszenia, jestem skłonny uściskać moją kochankę ze łzami w oczach (kiedy ją mam).
Śmiemż powiedzieć? Ale może to fałsz; byłem poetą. Nie takim, prawda, jak ów cacany ksiądz Delille, którego poznałem w dwa czy trzy lata później, ale jak Tasso, jak setna część Taasa, z przeproszeniem za mą dumę. Nie miałem tej dumy w 1799, nie umiałem napisać ani wiersza. Będzie dopiero cztery lata, jak sobie powiedziałem, że w 1799 byłem bliski tego aby być poetą. Brakowało mi tylko odwagi pisania, tylko komina, przez który genjusz mógłby się wymknąć.
Po poecie znów genjusz, bagatela!
Co mnie różni od ważnych głupców, którzy noszą swoją głowę jak największy sakrament, to że nigdy nie sądziłem, aby społeczeństwo było mi coś winne. Helwecjusz ocalił mnie od tego potwornego głupstwa. Społeczeństwo płaci usługi, które widzi.
Błędem i nieszczęściem Tassa było to, że sobie mówił: „Jakto! cała Italja, tak bogata, nie zdobędzie się na pensję dwustu cekinów dla swego poety!“
Czytałem to w jednym z jego listów.
Tasso nie widział, z braku Helwecjusza, że setka ludzi, którzy, na dziesięć miljonów, rozumieją piękno nie będące naśladowaniem lub udoskonaleniem piękna już zrozumianego przez tłum, potrzebuje dwudziestu lub trzydziestu lat, aby wytłumaczyć dwudziestu tysiącom dusz, najwrażliwszym po ich duszach, że to nowe piękno jest naprawdę piękne.
Istnieje coprawda wyjątek: kiedy wmiesza się tu duch stronnictwa. Pan de Lamartine zrobił może w życiu dwie setki pięknych wierszy. Kiedy partję ultra (około 1818) oskarżono o głupotę, zraniona jej próżność jęła zachwalać utwory tego szlachcica, z siłą wzburzonego jeziora które zrywa tamę.
Nie uważałem tedy nigdy, aby ludzie byli niesprawiedliwi dla